Autor |
Ryuk
ProModerator
Dołączył: 24 Sie 2008
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olecko
Pią 8:44, 17 Lip 2009
|
|
Wiadomość |
Patrick Rothfuss - "Imie Wiatru"
|
|
|
Zacznę najpierw od opisu książki który jest na tylnej okładce :
Mam na imię Kvothe, wymawiane niemal jak „quothe”. Imiona są istotne. Mówią wiele o ich właścicielu. Miałem wiele imion, więcej, niż ktokolwiek mógłby otrzymać.
Adem – tak nazywają mnie Meadre. W zależności od wymowy może oznaczać to Płomień, Piorun lub Złamane Drzewo.
„Płomień” - dość oczywiste, jeśli kiedykolwiek mnie widzieliście, z moimi krwistorudymi włosami. Gdybym urodził się kilkaset lat wcześniej, prawdopodobnie spłonąłbym na stosie jako demon. Staram się zapanować nad moimi włosami, ale wystarczy chwila zapomnienia, a rozczochrane wyglądają, jakby stały w płomieniach.
„Piorun” to najprawdopodobniej odniesienie do mojego potężnego głosu, trenowanego na scenie od najmłodszych lat.
Nigdy nie przywiązywałem zbytniej wagi do imienia „Złamane Drzewo”. Choć, gdy spojrzę w przeszłość, można uznać, że w dużej części było ono prorocze.
Mój pierwszy mentor nazywał mnie E’lir, ponieważ byłem inteligemntny i dobrze o tym wiedziałem. Moja pierwsza kochanka nazywała mnie Dulator, ponieważ lubiła brzmienie tego imienia. Byłem nazywany Shadicar, Lekkopalcy, Sześć Strun. Wołano na mnie Kvothe Bezkrwisty, Kvothe Hermetyk, Kvothe Królobójca. Zasłużyłem na te imiona. Drogo za nie zapłaciłem.
Ale dorastałem jako Kvothe. Ojciec powiedział mi, że to znaczy „wiedzieć”.
Miałem także mnóstwo innych przydomków, wiele z nich całkiem paskudnych, ale żaden nie był niezasłużony.
Wykradałem królom księżniczki. Spaliłem miasto. Spędziłem noc u Felurian i uszedłem z życiem i przy zdrowych zmysłach. Gdy wyrzucono mnie z Uniwersytetu, byłem młodszy niż ci, którzy próbowali się tam dopiero dostać. Włóczyłem się nocą po ścieżkach, o których boicie się nawet mówić w świetle dnia. Rozmawiałem z bogami, kochałem kobiety i tworzyłem pieśni, przy których minstrele płakali.
Mogliście o mnie słyszeć.
A więc, epicka opowieść o muzyce, miłości, bohaterstwie, odwadze i takie tam, mimo że brzmi to mało oryginalne, tak w rzeczywistości jest. Nie bardzo wiem od czego zacząć, tak więc będę oddzielał to co mam do powiedzenia odstępami.
Bohaterem opowieści jest Kvothe, mag, geniusz muzyki, wielki bohater i złoczyńca(czego nie możemy do końca się dowiedzieć), którego poznajemy na początku książki jako właściciela karczmy. Na początku nieco poznajemy parę osób w książce, lecz są to osoby z pozory nie ważne, opowieść zaczyna się w momencie kiedy do karczmy Kvothe'a wchodzi koleś zwany Kronikarzem.
Człowiek ten nakłania Kvothe'a do opowiedzenia swej historii, którą on miałby spisać. Okazuje się, że jest on znanym na całym świecie bohaterem, muzykiem, no i oczywiście złoczyńcą.
Nie chcę spoilerować, tak więc powiem tylko, że Kvothe zaczyna swą opowieść od początku- tzn od lat młodości, do momentu kiedy wstąpił do szkoły "magii" zwanej Uniwersytetem(wbrew pozorom nie ma to nic wspólnego z Harrym Potterem i sama szkoła sama w sobie jest w ogóle inna, magia zresztą też).
Patrick oświadczył, że ma to być trylogia. Tak więc mamy 3 książki opowiadające historię Kvothe'a do momentu w którym jest w karczmie.
Mimo, że mój opis jest nieco ubogi - to dlatego, że poprostu ciężko mi coś konkretnego na ten temat napisać bez spoilerowania- i być może kogoś niespecjalnie zachęci, to jednak jestem całkowicie pewien, że mogę tę książkę uznać za najlepszą jaką w życiu czytałem.
ps. czytając ją, wracałem ze szkoły, to tylko jadłem i spałem po 4h dziennie dopóty, dopóki jej nie przeczytałem
Tak więc, polecam wszystkim jak najbardziej się da
Post został pochwalony 0 razy
|
|